No i zatoczyliśmy kółko, znowu Bangkok, stare śmieci :-) Wrzucamy tu też wpis z Siem Reap. Podróż do Tajlandii, jak zwykle pełna niespodzianek, zamiast 7 godzin trwała 11. Wysadzili nas przed granicą, pierwszy raz zdarzyło nam się zasuwać na drugą stronę z buta. Menadżer trasy pozbawił nas przy immigration officie biletów i oznaczył jakimiś żółtymi naklejkami. Po drugiej stronie, tajlandzkiej, miał czekać na nas podstawiony bus. Nie czekał. Czekała zamiast tego grupa spoconych pasażerów i tragarzy. Podjechał pickup i zabrał całą ekipę (do tej pory nie wiemy jak to się stało, że się wszyscy zmieściliśmy) do "zaprzyjaźnionej restauracji" gdzie 3 godziny czekaliśmy na autobus docelowy. W końcu podjechała kolorowa fura, która jak się okazało była już prawie pełna i zaparowana jak radziecka bania. Po 5 godzinach dotarliśmy na Khao San, do naszego guest housu. Przywitała nas jak zwykle wylewna:) gospodyni która na kilka naszych pytań coś burknęła a resztę przemilczała. Za to ją lubimy, przynajmniej nie chce nam organizować wycieczek, bukować miejscówek, ani robić prania.
Kupiliśmy dziś bilety do Malezji, dla zainteresowanych są dwie opcję. Pierwsza, droższa, bezpośredni pociąg do Butterworth (jeden dziennie o 14.45 z Bangoku), dostępna tylko 2 klasa, sleeping z AC, kosztuje 1120 batów/os. My skusiliśmy się na ten drugi wariant, jedziemy do Hat Yai (stacja przy granicy) za 339 batów/os (3 klasa z wiatrakiem) i tam po 7 godzinach przesiadka na pociąg do Butterworth, za 332 baty. Zdecydowanie opcja dla niskobudżetowców.
Jutro skacze Małysz. Oglądajcie i dmuchajcie w ekrany, prosił ostatnio, my też prosimy.
Jeszcze tylko słówko o Justynie Kowalczyk: nasza królowa nart, kochana, my jej kibicujemy,stąd, gdzie śniegu nigdzie nie widzieli, śmiali się z nas wcześniej gdy oglądaliśmy Małysza, dlaczego?! dlaczego mamy się wstydzić naszego patriotycznego zacięcia?! Adam, Justyna, Tomek Sikora, kochamy Was!
Ty tyle.
Do boju Polsko! ~
pozdrawia pomidor.