Dotarlismy popoludniu do Marrakeszu. Ruszylismy na suki, na male zakupy, ktore okazaly sie wielkim szalenstwem. Buty, szale, przyprawy(w Polsce okazalo sie ze to nie sa przyprawy do tajina), rozne pierdolki. Nastepnego dnia z samego rana mielismy lot do Hahn. W ramach oszczednosci postanowilismy sie przespac na lotnisku. Ruszylismy z buta wieczorem z placu na lotnisko, na ktore wg mapy i przewodnika bylo 2 km. Mielismy duzo czasu, wiec spacerkiem dotarlismy na piekne lotnisko, a tam niespodzianka: zolnierz pyta czy czekamy na przylot, na kogos, bo jak nie to trzeba wyjsc z budynku i czekac na zewnatrz, na chodniku. Tak tez sie stalo, lotnisko zamkniete, otwieraja o 4 rano, a my od 22 spalismy opatuleni czy sie dalo tuz przed wejsciem. Z kazda godzina bylo nas co raz wiecej, tzn. koczujaczych.
Tak zlecialo do rana, pozniej odprawa i lot do Hahn.