Vang Vieng, tak jak juz wczesniej slyszelismy to miescina mlodymi anglikami/szkotami/niemcami plynaca. Raj dla hedonistow. Samo miasteczko jest niesamowicie komercyjne, stragany, knajpki z kanapami i tv, w ktorych na okraglo serial "Przyjaciele", biura podrozy i wypozyczalnie rowerow. Szczerze mowiac nic specjalnego na pierwszy rzut oka.
Wczoraj mielismy pierwszy powazny deszcz podczas podrozy, caly dzien spedzilismy na spacerze po okolicy.
Dzis wypozyczylismy rowery (nie mozna pominac faktu iz w Michale drgnela jakas wrazliwa struna i nie chcial oddac Dorocie rozowej fury!:-)) i ruszylismy poznawac jak sie okazlo ta piekniejsza, spokojniejsza, nam bardziej odpowiadajaca strone Vang Vieng. Wystarczylo przejechac most (przekroczenie platne, zdziercy!), a tam krasowe skaly porosniete zieleninka, laguny, jaskinie na kazdym kroku, no i cisza. Laotanskie wioski :-) Za rada (tfu!) Pascala, obralismy sobie za cel jaskinie Pou Kham, po drodze piekne widoczki, na miejscu komercha, ale warto bylo. Przed wejsciem blekitna laguna, Michal wskoczyl w pelnym rynsztunku ;-) Dorota miala cykora, ale jutro nadrobi :-).
Nam sie poki co dobrze zyje, ale widac nie jestesmy 100% hedonistami, bo serce ciagnie do Luang Prabang.
Koszty:
local bus Vientian-Vang Vieng: 30000LAK/os (odjezdza z Morning Market Bus Station), ,spanie: 40000LAK/2os w guesthousie (ceny oscyluja w granicach 30000-80000 w mniej burzujskich guest housach), rower:10000LAK/os/dzien, przekroczenie mostu na druga strone rzeki 6000LAK za jeden rower!, wstep do jaskini Pou Kham: 10000LAK/os
PS. przepraszam osoby ktore wola ogladac Dorke na zdjeciach, michal. Doroty bedzie wiecej, obiecuje.
PS2. Fotki wrzucimy jutro, bo nie chca sie wrzucic.
PS3. Sami jestesmy zaskoczeni, ze fotki sie wrzucily, niestety nie wszystkie, wiec uzupelniamy, dzis juz z Louang Prabang :-)