Sylwester minal szybko, najpierw nowy rok tutaj, pozniej w Polsce, zabawa na naszej uliczce z poznanymi tu fajnymi chlopakami - Mirkiem i Konradem i miejscowymi tajami. Konkurs karaoke dla dzieci umilal nam czas, byly niesmiale tance, pozniej fajerwerki i spac.
Polubilismy Bangkok, mimo ze wielki, glosny i goracy. Polubilismy tajow, usmiechnietych, pomocnych i bezproblemowych. Jedzenie tutejsze tez polubilismy, mimo ze na poczatku wykrecalo nam twarz i palilo przelyk.
Zakochalismy sie w ananasie i soku z pomaranczy!! Swiatynie buddyjskie tez lubimy, choc to tak jakby zabrac buddyste do Polski i oprowadzac go po kosciolach, to nie wiemy jak by sie zachwycal, to przy ktoryms kosciele z z rzedu juz sie troche nudzi. Miesiac podrozy minal. My jestemy zdrowi, umiechnieci, troche opaleni, pogryzieni przez komary, czyli wszystko sie zgadza :)
Za kilka godzin pociag do Nong Khai, tam przekraczamy granice i zalatwiamy wize, jutro rano Laos wita, pierwszy przystanek - Vientiane, podobno najbardziej senna i spokojna stolica swiata. My sie tylko z tego cieszymy.
Sami nie wiemy ile w Laosie zostaniemy, wszystko zalezy od wizy, rozne zrodla mowia rozne rzeczy: moze wiza na 15 dni, moze na 30. Zobaczymy.
Pozdrawiamy z wciaz upalnego Bangkoku. pomidor.
ps. Sylwestrowe zdjecia wrzucimy z Laosu!