Dzis... ale zaraz, było jeszcze przeciez wczoraj. Popoludnie pod znakiem pierwszych, niesmialych prob zwiedzania,uderzylismy w strone swiatyni Gold Mountain (jak sama nazwa wskazuje, wyglada ja zlota gora), poszwedalismy sie troche po okolicy, zobaczylismy kilka innych swiatyn i wrocilismy do Guest House'u. Wieczor uplynal na zegnaniu Wladimira (jaki to dobry mis z Rosji widac na zdjeciu) ktory dzis wylecial do Moskwy. Wladimir, rozwodnik od 25 lat, rok wytrzymal w malzenstwie. W ciagu 25 lat mial 5 dziewczyn, bez papirow, bez formalnosci, jak to sie teraz mowi na kocia lape, taki agent z Wladimira.Obgadalismy wszystko, zahaczylem o polityke i Wlodka strasznie rozbawilo ze nie mamy gazu, a Rosja ma, faktycznie zabawne :) tak w ogole to ze nic nie mamy a oni maja wszystko. Pochodzi z Syberii, nienawidzi - podkreslal to na kazdym kroku, nienawidzi zimy(nienawidzi tez Jelcyna, gorszy od Hitlera, ale Putin ok) dlatego co roku, od paru lat odklada sobie z emerytury 50 dolarow i leci na wyspy do Tajlandii. Gdy wylatywal 2 tygodnie temu z Moskwy bylo tam minus 20, a w Tajlandii plus 35, opalony na czekoladke wraca do ojczyzny. Ciekawy czlowiek. Oczywsicie na koniec wycalowal Dorke, powiedzial ze takiego dobrego czlwoieka nie spotkal, ze very senkju, ze ach. To wczoraj.
A dzis wystartowalismy z buta w strone dworca kolejowego po bilety do Nong Khai, miasteczka na granicy z Laosem. Po drodze zaczepiani przez tuktukowcow nie sluchalismy ich zbytnio,a mowili ciekawe rzeczy: a to ze dworzec zamkniety,a to ze pociagi pelne i bieltow nie ma, bla bla. Idziemy, idziemy,a tu podchodzi Pan, pyta standardowo, skad jestesmy, ile w Tajlandii, gdzie dalej.. tak od slowa do slowa, a on nam oswiadcza ze dzis wspanialy dzien dla nas, dla wszystkich! Pomnik lucky Buddy, Buddy szczeslwiego, zostal odloniety! Raz do roku mozna go podziwiac! A do tego ze oni od kilku dni juz swietuja przed Nowym Rokiem, to dzis w lucky dzien, do wszystkich swiatynie wejscie za darmo,a do tego tuk tuk na ile sie chce i gdzie sie chce za 20 batow. Taka promocja. Dziesiec metrow dalej dorwalismy tuk tuka ze 10 batow, zabral nas na wycieczke po swiatyniach, szczesliwy budda faktycznie jest szczesliwy, wielki budda naprawde jst wielki. Gdy nasza wycieczka dobiegla konca, tuktukowiec nam zwial nie odbierajac naleznych mu 10 batow. Ciekawa sprawa. Mielismy tourne za darmo, ale na Khao San (do domu) wracalismy z buta. Tak czy siak musielismy przetransportowac sie na dworzec, zlapalismy innego tuktuka, ktory nas wzial, po chwili wysadzil i stwierdzil, ze jednak nie ma czasu. Zycie. Stwierdzilismy ze jedyny pewny srodek transportu to nasze nogi, no i poszlismy. Bilety kupilismy, obsluga megasprawna, przechwycila nas pani zarzadzajaca kolejka, ustawila tam gdzie najmniej (2) ludzi, wszystko trwalo 15 sekund i bilety wbrew zapewnieniom tuktukowcow i gosci z "informacji turystycznej" znalazly sie dla nas takze (bilet pociagowy Bangkok-Nong Khai, 2 klasa z kuszetka i wiatrakiem 448BAT/os). Dla porownania proponowali nam autobus za 1500BAT/os. To po raz kolejny potwierdza nasza teorie, ze zawsze wiemy najlepiej ;-)