Hahn nie ma nic wspólnego z Frankfurtem, właściwie to by było dosyć naiwne ;-) Przylecieliśmy rano, no i mieliśmy prawie cały dzień do spotkania z Asia, przyjaciółka Doroty, która miała nas przygarnąć na noc. Przy okazji zwiedziliśmy chyba każdy zakamarek, poznaliśmy godziny czyszczenia toalet, widzieliśmy wielkie dramaty przy odprawie bagażu podręcznego (pan z Ryanaira był wyjątkowo nadgorliwy, na lotnisku zostawały torby D&G!), liczyliśmy godziny, minuty, i w końcu pojawił się i karton (Asia).
W lśniącym stroju stewardessy sunęła przez środek lotniska, pamiętam to jak dziś ;-)
Miły wieczór przy herbacie, niemieckim kebabie rodem z turcji i plotkach z tych kilku lat upłynął szybko, a rano taksówka i kolejny lot. Na czarny ląd.