No i nadszedl ten dzien, nadeszla ta chwila, lecimy do Norwegii :-) Ostatnie chwile przygotowan, dopakowywanie, ostatnie zakupy, wszystko to juz za nami. Poranek zaczal sie niezbyt obiecujaco, temperatra w pokoju 30 stopni nie sprzyjala spokojnemu snu(snowi?), ale coz robic, wzielismy nasze kolaskie posladki w troki i twardo zaczelismy staawilismy czolo parnemuu porankowi. Pierwszym zlym omenem byl pomiidor, ktory wpadl dorocie do herbaty, potem juz bylo coraz gorzej, zaczal padac deszcz, a juz w drzwiach okazalo sie, ze rumak ma dziurawa detke, chociaz dwa dni temu byla wymieniana. Szybka diagnoza Wojtka: jakies szkielko ugrzezlo w oponie! W 17 sekund pozbylsmy sie usterki i w deszczu ruszylismy do naszej narodowej chluby, na okecie. Tu tez nie obeszlo sie bez problemow, torby ruskie pokazaly swoje prawdziwe oblicze, suwak w torbie michala nie przetrrzymal pierwszych chwil uzytkowania, ale sprawe uratowala tasma. Odprawilisy sie, nasze bagaze i rumaki tez, lot opoznil sie 20 minut, ale pofrunelismy.