Postanowilsmy ze bedziemy pisac dziennik codziennik, a wrzucac go na bloga jak tylko dorwiemy internet.
Wrócilismy z lotniska o 6 rano. Samolot jak juz pisalismy spoznil sie trzy godziny, ale szczesliwie dotarlismy do hotelu, po wczesniejszym bladzeniu po nocnym Delhi na kanapie tuk-tuka z kierowca który nie mial pojecia gdzie nas wiezie, chociaz zapewnial sto razy ze wie gdzie jest nasz nocleg. Uwaga! Tuk tuki - czyli trójkolowiec zolto zielony napedzany silnikiem spalinowym a la motorynka potrafi plywac w gaszczu komunikacyjnym Delhi jak gowno w sedesie. Wejdzie wszedzie, wszedzie sie przecisnie, chyba ze cos sie zatka, jak w naszym przypadku. Jadac na lotnisko zmienialismy tuk tuka trzy razy az w koncu dotarlismy do celu taksówka z niemilosiernie wku....... kierowca, bowiem tu panuje zasada, ze skoro pierwszy kierowca mowi 200INR za kurs, to pasazer placi 200INR za kurs. A ze wiezie go w tym czasie 4 kierowców, to juz ich sprawa jak sie podziela... taksówkarzowi przypadlo najmniej ;-) A jechal najdluzej.Wieczorem wpakowalismy sie do pociagu na nasze kuszetki które byly czesciowo zajete przez bagaze wspóltowarzyszy podrózy. Noc minela spokojnie, przerywana jedynie dosc nachalnymi propozycjami nabycia goracego czaju (tak co 20 minut: czaaaajjjjjjuuuuuuuuuuu!!!)
Pociag nocny na trasie Delhi-Gorakhpur, klasa SL (druga sypialna - najtansza ze spaniem) - 312INR - trzeba byc troche wczesniej i przygotowac sie na duze emocje zwiazane z wsiadaniem do wagonu.